Zatoka Portmán,
Murcja
W szczelnie
otoczonej jałowymi wzgórzami zatoce wiał przeszywający do szpiku kości chłodny
wiatr. Długo szliśmy brzegiem morza po rozległej, czarnej plaży. Nie tak dawno
miejsce to zwano najbardziej toksyczną zatoką Morza Śródziemnego, dziś w
górnolotnych mowach patrzących śmiało w przyszłość polityków i deweloperów
figuruje jako turystyczny raj, uprzywilejowane miejsce na hiszpańskim Lazurowym
Wybrzeżu, luksusowy kurort dla wyselekcjonowanego turysty.
Nad zatoką Portmán |
Na początku
naszej ery istniał w cichej zatoce rzymski port. Zwano go Portus Magnus. Z
Portus Magnus wysyłano do Rzymu srebro wydobywane przez tysiące niewolników w
kopalniach Nowej Kartaginy. Odkryte przez archeologów ruiny okazałej willi na
skraju dzisiejszego Portmán zaświadczają o starożytnej historii zatoki. Wielkie
zmiany nastąpiły tu jednak dużo, dużo później.
W wieku XIX
znów ruszyły nieczynne od stuleci kopalnie. Nastał czas rewolucji przemysłowej
i na jej fali przybył do cichej zatoki Wujaszek Wilk - Tío Lobo. Miguel Zapata
Sáez - właściciel kilku odlewni i większości kopalni wokół Kartageny i La Union -
otrzymał taki przydomek, gdyż - o czym poświadczają jedni - jako dziecko
dzielnie bronił rodzinnych owiec przed atakami wilków, inni twierdzą zaś, że
zarobił sobie na miano Wujaszka Wilka za chorą ambicję, brak skrupułów i wyzysk
robotników. Zmarł w roku 1918 w eklektycznym pałacu, który wznieść kazał nad
zatoką Portmán, w samym w sercu swego kopalnianego imperium. Jego spadkobiercom
nie wiodło się już tak dobrze, nastał kryzys, wybuchła wojna domowa. W latach
pięćdziesiątych rozczarowani górnictwem opuścili zatokę Portmán, sprzedali
swoje udziały w kopalniach i zaczęli nowe inwestycje na piaszczystej mierzeji
La Manga, wznosząc miasto wielopiętrowych apartamentowców dla setek tysięcy
urlopowiczów.
Francuska
firma Peñarroya S.A., która nabyła od wnuków Wujaszka Wilka całość udziałów w kopalniach, przystąpiła do modernizacji przedsiębiorstwa. W zatoce Portmán
powstała płucznia “Roberto”. O niej dyrektorzy Peñarroya z dumą mówili:
“największa na świecie”. Gigant “Roberto” codziennie wypluwał do morza tysiące
ton pokopalnianych odpadów. Od czasu do czasu ekologicznie wrażliwsi działacze
społeczni i politycy podnosili larum, zatem kierownictwo kopalni, bijąc się w
piersi, składało obiecnice poprawy. W latach osiemdziesiątych zaczęły
wyczerpywać się tutejsze złoża rud metali, wydobycie stawało się coraz mniej
rentowne, aktywiści z Greenpeace coraz bardziej radykalni i nachalni, syndykaty
coraz bardziej kłótliwe. W roku 1988 firma Peñarroya uciekła z Portmán, za
bezcen sprzedając ziemię, maszyny i budynki innej, świeżutko zarejestrowanej
firmie - Portmán Golf.
Zapewniali
nowi właściciele kopalni, że przez sześć następnych lat zachowają wszystkie miejsca
pracy. Obiecały władze regionu, że ułatwią nowym właścicielom realizację ich
śmiałego projektu inwestycyjnego: budowy nad zatoką Portmán turystycznego
kurortu. W marcu 1990 uroczyście, z udziałej regionalnych osobistości,
zamknięto płucznię “Roberto”. Górnicy strajkowali. Jeździli do Brukseli, by
wzruszyć eurodeputowanych. Na darmo. W roku 1991 wylądowali na bruku.
Projekt
turystycznego kompleksu był w toku. Wkrótce w malutkiej zatoce powstać miało
wiele pięciogwiazdkowych hoteli, dziesiątki tysięcy apartamentów na lato, dwa
pola golfowe oraz pokaźny port jachtowy. Przyszły betonowy moloch piąłby się po
zboczach, na których nie można budować, gdyż stanowią one kraniec Parku
Naturalnego Calblanque. Władze regionu, pomne złożonych przedsiębiorcom obietnic,
dokładały starań, by ruszyć mogło wielkie dzieło deweloperów, jednak w Madrycie
ciągle odrzucano petycje, projekty i regionalne ustawy o przekwalifikowaniu
zachodniego skrawka chronionego obszaru. Politycy z Murcji jeździli po pomoc do
Brukseli. Na darmo.
Dziś rosną na
toksycznych hałdach rośliny posadzone z europejskiego funduszu FEDER i wielka,
błękitna tablica informuje o prowadzonym przez naukowców ekperymentalnym planie
oczyszczania zatoki. Między barakami nad biedną przystanią biegają dzieciaki. Wędkarze
łowią ryby. Na czarnej plaży, utworzonej wbrew pozorom nie z piasku, lecz z
pokopalnianych odpadów, opalają się spragnieni słońca plażowice. Odważni
zanurzają się w morzu. Sielankowy pejżaż uzupełniają szare, dziwnie nagie
wzgórza, na których piętrzą się ruiny pofabrycznych zabudowań.
Pod koniec
roku 2012 regionalne i krajowe dzienniki podały, że zgodnie z zapewnieniami
hiszpańskiego rządu jesienią roku 2013 rozpocznie się pierwsza faza programu
oczyszczania zatoki, że porwa cztery lata i kosztować będzie 65
milionów euro. W kwietniu tego roku doniosła prasa, że władze Murcji
przystąpiły właśnie do realizacji projektu budowy nowego portu rybackiego i
przystani dla jachtów. Wśród szarych domów Portmán nieśmiało bieleją niskie
szeregowce, konstruowane przez związaną z Portmán Golf - Inmobiliaria Grupo
Union. Na stronie internetowej dewelopera oferuje się chętnym na spędzanie
wakacji w Portmán wygodne, dwupokojowe mieszkania z garażem. Burmistrz miasta
La Union, na którego administracyjnym obszarze leży Portmán, docenił
działalność właściciela firm Portmán Golf i Grupo Union, i za jego
zaangażowanie “w obronę kultury i
flamenco w La Union” przyznał mu w roku 2011 lokalne wyróżnienie: “Górniczy
Kamień”.
Oczyszczenie i
urbanizacja zatoki oraz budowa przy planowanym resorcie turystycznym
wielkiego portu przeładunkowego stanowią dziś - jak zapewniają murcyjskie
władze: “regionalne projekty strategiczne”. I opowiadając o przyszłym Portmán
mówią pewnie, bez zażenowania: luksus i dobrobyt.
Na plaży w Portmán |
W niedzielne przedpołudnie
|
POST SCRIPTUM
Portmán leży na południowo-wschodnim
krańcu Hiszpanii: 17 km od Kartageny i
60 km od Murcji. Jeśli chcesz dotrzeć tam samochodem, sprawdź trasę na
internetowej mapie samochodowej, np. www.guiarepsol.es
lub www.viamichelin.es. Droga z La
Unión do Portmán jest kręta, wąska i dziurawa, wijąc się po zboczach szarych
wzgórz, należących do zamkniętych od ponad dwudziestu lat kopalni rud
metali.
Przystań w Portmán: między morzem a rekultywowanymi hałdami |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz