Ludiente-Montanejos-Navajas,
Walencja
Wiła się zboczami regionalna
“scenic road”. Romantyczne wodospady i odmładzające źródła były naszym celem.
Przejeżdżaliśmy zatem kaniony i kluczyliśmy nad urwiskami w mglistym
towarzystwie pewnego arabskiego księcia.
Kąpiel w rzece
Mijares przy “Fuente de los Baños” (Źródłe Łaźni) w Montanejos
|
Zaparkowaliśmy w
Ludiente, przyznaliśmy: fart. Wspinająca się na zbocze wioska o wąziutkich,
stromych ulicach nie oferowała przyjezdnym wielu miejsc na postój. Nie była
szeroka i była kręta przecinająca ją szosa, która za ostatnim domem zwężała
jeszcze bardzie i jeszcze większe tworzyła serpentyny. Na swej stronie
internetowej chwaliło się Ludiente naturalnymi kąpieliskami o czystych i
krystalicznych wodach. Wśród nich znajdowała się niejaka “Czarna Studnia”
(“Pozo Negro”). Nazwę tę jeziorko pod wodospadem zawdzięczało tajemniczo
ogromnej, baśniowej głębokości.
W ostrym,
rozmywającym kontury słońcu maszerowaliśmy dnem parowu. Tworząca go,
rozrastająca się w czas ulew rzeczka, zaczynała demonstrować swe istnienie.
Przechodziliśmy po równo ułożonych kamieniach na drugi brzeg pożerających drogę
rozlewisk. Niosące się przez las radosne, dziecięce głosy dodały nam pewności,
że właściwie odczytalismy mapę. Cichutko szumiała strużka wodospadu. Zamieliśmy
parę słów z obecnymi tu rodzinami. Zjedliśmy kanapki licząc kamienie na płytkim
dnie. Gdy wracaliśmy, kolejni mieszkańcy Ludiente wędrowali przez las, by
posiedzieć przez chwilę przy rozmigotanej światłem Czarnej Studni.
Znów jechaliśmy krętą drogą wytyczyną na skaju
kanionu rzeki Villahermosa. Z wysoka podziwialiśmy malutką, uroczą Argelita.
Nad jej dachami sterczały trzy wieże, z których dwie, zamkowe, najężone były
krenelażami, z których jedna stanowiła pozostałość pałacu arabskiego księcia.
Zayd Abū Zayd - władca Walencji, sprzymierzeniec króla Aragonii, spędził w
Argelita ostatnie dni swego życia. Znaliśmy już jego dźwięczne imię, lecz nie
interesowały nas ani jego polityczny spryt, ani bojowa odwaga. Interesowały nas
ciepłe źródła, w których - by zachować urodę - pływały jego faworyty. Do tych
źródeł zmierzaliśmy.
W Montenejos
kończy się regionalna CV-20, na wzór północnoamerykański określona przez
promotorów lokalnej turystyki “scenic road”. U celu “pierwszej walenckiej
scenic road” pojawiają się miłośnicy leniuchowani w spa oraz odpoczywający w
ruchu zwolennicy górskich wspinaczek, i najprawdopodobniej żaden z nich nie
omija kąpieliska w zakolu rzeki Mijares.
“XIII wiek.
Ruiny łaźni, którą arabski król Abu Ceit wybudował dla swoich faworyt” - głosił
napis na tablicy umieszczonej przy wiodącej ku rzece kładce. Pod napisem
wypatrzyliśmy skośną strzałkę. Wskazywała na fragmencik kamiennego muru na
zboczu. “Łaźnie, które Abu Ceit wzniósł, by pozostały zawsze piękne i młode
jego faworyty” - informował inny napis, wymalowany na ceramicznych płytkach
ponad kranami, którymi nieprzerwanie płynęła źródlana woda. Tuż u tego “Źródła
Łaźni”, pod wysokimi ścianami kanionu, zażywaliśmy kąpieli w wodach o stałej
temperaturze 25 stopni Celsjusza, które - co potwiedzały analizy doktorów z
barcelońskiego uniwersytetu - spowalniały procesy starzenia się skóry.
Pod wieczór z
mokrymi włosami pełnymi antyutleniaczy opuszczaliśmy wijące się nad urwiskami
górskie drogi. Zanim jednak wyjechaliśmy na autostradę łączącą Aragonię z
Walencję, wpadliśmy jeszcze na chwilę do Navajas.
Na skraju Navajas znajduje się wysokie urwisko. Ozdobiają je warkocze kaskad. Zakątek ten mieli ludowi poeci za wystarczająco uroczy, by obdarzyć go legendą o kończącej się tragedią miłości. Wodospad, przypominający o samobójczym skoku nieszczęsnej dziewczyny - “Salto de la Novia”, spływał teraz zbyt cieńką strużką, by dotrzeć na dno urwiska, w połowie drogi rozrywany przez wiatr na tysiące kropel. Nie dla wrażliwych miłośników podań smutny był to widok, lecz dla tych, którzy w lepszych latach podziwiali oblewane wodami czerwonawe skały, którzy kiwając teraz głowami dawali wiarę statystykom Krajowej Agencji Meteorologicznej: nie było w Walencji tak sucho od 151 lat.
Na skraju Navajas znajduje się wysokie urwisko. Ozdobiają je warkocze kaskad. Zakątek ten mieli ludowi poeci za wystarczająco uroczy, by obdarzyć go legendą o kończącej się tragedią miłości. Wodospad, przypominający o samobójczym skoku nieszczęsnej dziewczyny - “Salto de la Novia”, spływał teraz zbyt cieńką strużką, by dotrzeć na dno urwiska, w połowie drogi rozrywany przez wiatr na tysiące kropel. Nie dla wrażliwych miłośników podań smutny był to widok, lecz dla tych, którzy w lepszych latach podziwiali oblewane wodami czerwonawe skały, którzy kiwając teraz głowami dawali wiarę statystykom Krajowej Agencji Meteorologicznej: nie było w Walencji tak sucho od 151 lat.
Wracając
autostradą ku śródziemnomorskim plażom, nie narzekaliśmy długo na
nieprzewidywalną złośliwość przyrody, chociaż ominęła nas kąpiel w tym i tamtym
zielonkawym jeziorku u stóp wodospadu. Mieliśmy nadzieję, że natura będzie dla
nas bardziej przychylna ... następnym razem.
Przy wodospadzie
“Pozo Negro” pod Ludiente
|
POST SCRIPTUM
Jednodniową
wycieczkę samochodem zaczęliśmy i skończyliśmy w Castellón de la Plana.
Przejechaliśmy CV-20 z Onda ku Montanejos, w połowie drogi zbaczając na wąską i
krętą CV-194 ku Ludiente. Z Montanejos jechaliśmy CV-195 ku Jérica, następnie
ku Navajas, by stąd wyjechać na autostradę.
Jeśli zamierzasz
przemierzyć ten sam szlak lub odwiedzić tylko jedną ze wspomnianych
miejscowości, trasę przejazdu sprawdź na internetowej mapie samochodowej, np.
guiarepsol lub viamichelin.
Transportem
publicznym bez problemu dojedziesz do Navajas, np. pociągiem podmiejskim z
Walencji (RENFE). Do Montanejos - choć po wielu godzinach jazdy - dostaniesz
się autobusem z Walencji (Autocares Herca, linia kursująca regularnie, lecz
rzadko).
“Fuente de los
Baños” (Źródło Łaźni) w Montanejos
|
Kąpielisko na
rzece Mijares ze służącym urodzie źródłem - “Fuente de los Baños” znajduje się
na północno-zachodnim skraju Montanejos, przy końcowym odcinku CV-20 ku Puebla
de Arenoso. Przy kąpielisku urządzono niewielki parking, który bywa płatny. Od
“Fuente de los Baños” wzdłuż przepływającej przez Montanejos rzeki Mijares
wyznaczono ścieżki spacerowe oraz ustawiono stoły dla miłośników pikników.
Wyprawa do wodospadu “Pozo Negro” w Ludiente to
trudniejsze wyzwanie. Chociaż na stronie internetowej Ludiente mowa jest o
oznakowanym szlaku, jednak na miejscu przekonaliśmy się o istnieniu jednego
jedynego znaku, choć - musimy przyznać - bardzo pomocnego: drewniany słupek na
rozdrożu ze znakiem dla rowerzystów wraz z białą strzałką wymalowaną na
asfalcie. Znak ten informujący, że z dwóch dróg należy wybrać tę biegnącą dołem
parowu (Rambla de Santa Ana), znajduje się już za wioską (wg Google Maps:
“Ludiente” przedłużenie Calle García Valiño), po przekroczeniu kładki na rzece
Villahermosa przy tutejszym kąpielisku. Wędrówka leśną drogą ku “Pozo Negro” jest
łatwa, przyjemna i trwa około 35 minut. Do “Pozo Negro” dojechać można również
samochodem terenowym: przed Ludiente, na CV-194 z Argelita, oznaczono
miejsce zjazdu na polną, sunącą wąwozem drogę (zakręt jest ostry i droga
biegnie solidnie w dół).
“Salto de la
Novia” w Navajas
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz